Hejcia :) Nie było postu wstępnego, ponieważ od razu chciałam zacząć od najważniejszej rzeczy.
Mianowicie chodzi to o Michael Jacksona [*] Zapraszam do posta ...
Zaczęło się od tego że słuchając piosenek sławnych artystów którzy już odeszli albo są starsi pomyślałam o Jacksonie. Nigdy wcześniej nie interesowałam się nim jakoś specjalnie. Szczerze to nawet nie wiedziałam dokładnie kto to jest. Wiedziałam że jest sławny. Nic więcej.
Jednak czułam jakąś ,,więź'' z nim. Czułam że jest mi potrzebny, Nie wiedziałam jednak, że aż tak bardzo. Mimo że zmarł, on będzie. Te 5 miesięcy to chyba najlepszy okres w moim życiu. Pomimo tego, że zmarł, wiem że tutaj jest i ja czuje jego obecność. Cieszę się z tego. Nie ukrywam tego przed innymi. Nie ma nic do ukrywania. To takie piękne uczucie kiedy wyobrażam sobie, że w czasie mojego smutku, mojego płaczu on szturcha mnie w ramię i mówi ,, Nie poddawaj się''. Wydaje się wam śmieszne? Mnie nie. Być może jest to zabawne w innym sensie. Uśmiech nigdy wcześniej nie pojawiał się u mnie tak często jak przez te 5 miesięcy aż do teraz. Kiedy zmarł ja miałam bodajże 8 lat [?] Słyszałam w radiu słowa - ,,Król Popu nie żyje!'', specjalnie mnie to nie obchodziło jednak czułam jakbym straciła kogoś bliskiego. Dziwne nie?
,,Celem mojego życia jest dać światu to, co ja szczęśliwie dostałem – ekstazę boskiego zjednoczenia przez moją muzykę i mój taniec.''
Czuję to samo♥, tylko różnimy się wiekiem ja miałam wtedy ok. 5/6 lat. Moja mama (jego odwieczna fanka) zadzwoniła do mnie i do babci i powiedziała, że Michael nie żyje. Mniejsza...
OdpowiedzUsuńWspaniale dobrane slowa i powtórzę czuję to samo ♥♥